Zaniedbałem wpisy na blogu dlatego umieszczam wszystkie do tej pory przejechane km. W tym były wycieczki rodzinne z Córką (zrobiła życiówkę 26,5 km), wycieczkie mniejsze i większe, dojazdy do pracy ale w tym też była samotna wyprawa na TURBACZ. Wstałem wcześnie rano ( w sumie to spałem tylko w pociągu bo od 1 na nogach już byłem) i z Chabówki do Rabki no i czerwonym szlakiem na Turbacz. Im wyżej tym bardziej gęsta mgła ale dałem radę choć błodziłem wokół schroniska. W drodze powrotnej juz miałem towarzystwo z e69, które urzędowało w schronisku od piątku. BYŁO WARTO pomimo pogody. Człowiek ma satysfakcję pokonując swoje słabości.
Od tego roku 3 maj będzie moim i córki osobistym świętem. Karina dała się namówić na naukę jazdy na rowerze - przygotowania psychologiczne były już uskuteczniane od tygodnia. Ok godziny 11.00 udałem się po rower KAriny celem przygotowania go do jazdy - napompować koła, zamontować kijek i takie tam. sam ubrałęm rolki co by za dzieckiem biegając zadyszki nie dostać. Karina w kasku no i...... WSIADŁA i dała dyla na rowerze zostawiając mnie i wołając przy tym "TATA TYLKO MNIE TRZYMAJ" tyleze ona była już daleko przede mną a ja musiałem ją dogonić.
Piękny deszcz na początek, super błoto po drodze czyli to co tygryski lubią najbardziej. Relacja foto Opis linka No i zapomniałbym - jechaliśmy tam i z powrotem co spowodowało że padła moja ZYCIÓWKA
Wyjazd pociągiem z Kr Płaszów do Suchej. Zebrało się 8 chłopa część czekała na nas w Suchej. Trasa wymagająca kondycyjnie (podjazdy mnie wykańczały). Niestety Darfu zakończył przedwcześnie wycieczkę z powodu pęknięcia goleni w amorze. Po drodze omal nie straciłem przerzutki (prostowanie haka i jakoś dojechałem). Ja po takiej Tyraczce odpadłem w Skawinie skąd wróciłem pociągiem do domu.
Z racji inwazji na Kraków wybrałem się z rodzinką do Puszczy Niepołomickiej gdzie pojeździłem na rowerku a córka na rolkach. Wróciliśmy do domu i po posiłku zdecydowałem jeszcze wbić się na roerku do lasku przy węźle Rżonka.
Przejazd dla rowerów pod Politechniką - incydent z kierowcą busa który zajechał mi drogę pomimo tego że miał czerwone - ale jego maska i psycho kierowcy to długo zapamięta (ja nie ucierpiałem - adrenalina tylko podskoczyła)
No i dałem się namówić na jazdę wieczorem po LW. Darfu stary wyjadacz starał się mnie oszczędzić jednak kolano i tak mnie rozbolało (złe ustawienie siodełka)