Po odrobieniu się w domu z porządkami przedświątecznymi wyruszyłem w kierunku Kosocic zahaczając o wzgórze Kaim, które stanowi dla mnie standardową rozgrzewkę.
Z racji tego iż wyjeżdżając z lasku w Kosocicach lekko się ściemniało miałem ochotę jeszcze uderzyć do Swoszowic zrobić zdjęcia panoramy Krakowa wieczorną porą jednak brak statywu mi to skutecznie uniemożliwił. Ale w drodze powrotnej nie omieszkałem strzelić jeszcze jednej foty mam nadzieję że się spodoba.
Ruszyłem ok 19:30 w kierunku Kosocic. W lasku warunki całkiem sympatyczne, miejscami gdzie nie gdzie jeszcze błoto. Myślałem zrobić sobie jakieś zdjęcie ale szelest liści i świecące w ciemnościach oczka spowodowały ze paliłem gumy z lasku.
Było bosko -11 chłopa testowało swoje maszyny w iście niesprzyjających błotnych warunkach. Pozytywny test przeszły ochraniacze (przydały się ). Zaliczone 2 gleby z czego jedna czysto SPD przy prędkości 0 km/h. Druga zjazd po błotnej łące hamulec i jazda 4m błotkiem na tyłku z rowerem do góry kołami. Było ZAJEBIASZCZO z resztą zobaczcie sami Opis linka film autorstwa Darfu.
Z samego rana widząc co za oknem się stało szybko wymieniłem pedały i ruszyłem na miejsce zbiórki. Pod potworem ziejącym żywym ogniem stawiło się ośmiu śmiałków gotowych stawić czoła niedogodnościom pogodowo terenowym.
Ruszyliśmy bulwarami w kierunku Lasu Wolskiego gdzie zaczęły się pierwsze potyczki ze zdradliwym, przysypanym śniegiem lodem na ścieżkach. Na tym odcinku pokładaliśmy się wszyscy jak jeden mąż. W czasie jazdy w kierunku Kryspinowa usłyszałem strzał i słowa kubus18, których nie będę cytował (strzelił łańcuch). Pozwoliło nam to na mały odpoczynek.
. Pozostała część trasy mijała spokojnie, szum gum śpiew ptaków, chrzęst łańcuchów i pękającego pod kołami lodu. Było spokojnie do momentu gdzie przed moim rowerem pojawił się ostry zjazd pomiędzy drzewami. Tu niestety poległem. Zjeżdżając ominąłem jedno drzewo a za nim niestety było następne, którego już nie byłem w stanie ominąć. Zdecydowałem się na kontrolowaną glebę - przewrotka na lewą stronę odepchnięcie roweru i skończyło się na tym, że przytuliłem się do niego składając się na nim jak scyzoryk. Bolały mnie uda i lewe kolano. Ekipa pomogła się pozbierać. Po tym zdarzeniu padła decyzja powrotu. Wracaliśmy w trójkę asfaltem i jakoś do domu dotarłem. Jak dotąd była to moja najbardziej ekscytująca wycieczka. A tak wygląda jedno z obrażeń
Dzień jak co dzień. Jazda do pracy - ale dziś z pracy prosto do domu ( no powiedzmy że prosto) Troszkę wężykiem jechałem (bez skojarzeń - trzeźwy byłem). i taka mała zagadka - co to za miejsce
Rower do pracy a o 15 jazda. Pojechałem sobie do Toru kajakowego przejechałem przez kładkę i obrałem kierunek pod ZOO gdzie była przerwa(ten podjazd mnie zmasakrował). Teraz już było z górki ale niestety temperatura sprawiła że palce u rąk zaczęły marznąć (stopy nie zmarzły, ja ich po prostu nie czułem). Czynniki te wpłynęły na moją decyzję dojechania do Dworca Głównego gdzie wypiłem ciepłą herbatę i udałem się pociągiem do Prokocimia gdzie musiałem dostarczyć papiery. No i długa prosta do ciepłego domu.