Skład - Robert (robin), Darek (darty24), Artur i JA. Z Darkiem wspólnie dojechaliśmy na umówione miejsce (zapowiadała się piękna noc). Na miejscu czekał już Artur, Robert dotarł na czas i pojechaliśmy. Nie będę tu dublował opisu wycieczki ale można szczegóły i zdjęcia obejrzeć tu Opis linka. Mogę napisać tyle, że jestem bogatszy o parę doświadczeń a jazda z czołówką na kasku we mgle to porażka (zdecydowanie odradzam). Dzięki wszystkim za wspólną jazdę.
No i "pajechali" - a raczej pojechał sam. Starałem się unikać asfaltu ale nie wszędzie się dało. Z Osiedla Złocień wystartowałem parę min po 11 kręcąc w kierunku lasku Mogilskiego i przerzuciłem rower przez barier i poszedł w teren. jakoś trafiłem na wał i praktycznie dojechałem nim do mostu przed Niepołomicami. Kawałek asfaltem i wpadłem do Puszczy. I tu już na pałę nie znając drogi i ufając swojemu zmysłowi orientacji przejechałem przez Puszczę
wylatując (jak zakładałem) koło wiaduktu nad torami. Krótka przerwa na doładowanie baterii i uzupełnienie paliwa i jazda dalej koło kopca Grunwaldzkiego fabryki MANa GRABIE
Szybka decyzja i poszedłłłłłłłłłłł. Jazda w kierunku Wawelu przebiegała dość spokojnie choć zaniepokoiła mnie mgła przy wjeździe na bulwary przy Starowiślnej ale mijając most przy Krakowskiej mgły już nie było więc myślę luz. Pod Wawelem 5 min odpoczynku i powrót do domu. No i zaczął się horror.Od Starowiślnej do samego Złocienia takie mleko że na odległość 10m nic nie widać. Mało nie doszło do czołowego z rowerzystą jadącym z naprzeciwka pod cmentarzem Podgórskim (po co w taką mgłę włączać jakiekolwiek światła). Z duszą na ramieniu unikając dróg jakoś dotarłem do domu bez szwanku.
Pierwotny plan miał być taki, że porobię zdjęcia cmentarzy wieczorną porą. Ale jak to w życiu bywa mój plan został zweryfikowany po drodze pewnym zdarzeniem. Najpierw standardowa rozgrzewka i podjazd pod pomnik
Udało mi się znaleźć zjazd ( zejście) na dół i od strony Wieliczki ruszyłem wzdłuż torów kolejowych w kierunku Drożdżowni - i tu mój pierwotny plan został zweryfikowany gdyż na 10-cio metrowym odcinku drogi z trudem walczyłem z grząskim błotem. Widząc rower po tej przeprawie zrezygnowałem z pokazywania się na mieście. Skoro rower już był upaprany to trzeba było go dobić. no i pojechałem w las, a że mam do takowego nie daleko w przeciągu 5 minut śmigałem ścieżkami wolnymi od pieszych i rzadko uczęszczane przez rowerzystów ( gdzie to jest to moja zagadka dla was)
To było piękne, przynajmniej dla mnie gdyż na miejscu grupy stracił bym cierpliwość do takiego ogona jak ja. Niestety musieli na mnie czekać. Ruszyliśmy z pod Smoka i całkiem dobrze szło ( nie pytajcie mnie o trasę bo dopóki nie wjechaliśmy do Ojcowa nie miałem pojęcia gdzie jestem) pamiętam tylko że jechaliśmy wzdłuż Rudawy odbiliśmy w prawo i po drodze był drewniany mostek i ..... GLEBA - tak jakby ktoś z boku podciął mi koło. Błąd polegał na tym iż próbowałem na tym mostu skręcić i przednie koło poszło w bok (tak było ślisko). Kolega za mną też zaliczył glebę ale on na mostu się składał i oba koła mu odjechały (tyle że on upadł na mostku a ja siłą rozpędu na kamieniach za mostkiem.Później już jakoś szło choć w terenie więcej było chodzenia i przenoszenia rowerów przez przeszkody (połamane drzewa) ale bez kapcia się nie obeszło oczywiście w moim wydaniu. Imprezka jak dla mnie przednia. NO I na razie strzeliłem ŻYCIÓWKĘ
Kolejna masa przebiegała dość spokojnie i w miłej atmosferze. Na rynku ustaliliśmy trasę i ruszyliśmy w kierunku KOPCA KOŚCIUSZKI a później w kierunku TYŃCA przed którym jeden z kolegów zaliczył kapcia więc był nieplanowany postój. Po dotarciu do Tyńca nawrotka i Rynek i ten etap jazdy przebiegał już spokojnie. W drodze powrotnej (jak dla mnie) tempo było odrobinę wymagające ale to dobrze gdyż miałem motywację do ciśnięcia i nie zostawania za daleko w tyle. POZDRAWIAM SERDECZNIE wszystkich uczestników. Z wami spędzony czas nigdy nie jest stracony. Trasa Oś. Złocień - Rynek Główny - Kopiec Kościuszki - Tyniec - Rynek Główny - Oś. Złocień
rano do pracy w nowych zimowych spodenkach (sprawdziły się) a później po 15 jazda do domu. Nie obyło się bez zgrzytów. Na ul. Kopernika jadąc w kierunku ronda Mogilskiego jakaś "mądra" pani (idąc ulicą pomiędzy samochodami ) wyskoczyła z pretensjami co ja robię na ulicy jak ścieżka rowerowa jest z lewej strony jezdni ( jednokierunkowa w stronę Rynku). Niestety byłem troszkę niegrzeczny ponieważ na pytanie odpowiedziałem pytaniem czy przy ul. Kopernika jest na tyle mało chodników żeby jak łajza chodzić prawie środkiem ulicy. Drugie incydent na rondzie Grzegórzeckim - pani czeka na zielone na drodze dla rowerów więc grzecznie zwróciłem jej uwagę ze nie powinno jej tu być i jest to dla niej zagrożeniem - nie dotarło ( masakra jakie my mamy durne społeczeństwo)